Gdybym miała być rodziną zastępczą...

                                    

    Gdybym miała zostać zastępczą mamą musiałoby bardzo zmienić się moje życie.Podejście do wielu spraw jest bardzo indywidualne dla każdego człowieka. Rodzina zastępcza to misja, ale podejrzewam, że także ogromny obowiązek i trud związany z wychowywaniem w sumie obcych dzieci.Te dzieci zazwyczaj są obarczone wielkim bagażem doświadczeń, zazwyczaj niestety tych złych.Jeśli ktoś miałby przekonać mnie do tego bym stworzyła taką rodzinę byłoby to dla mnie nie lada wyzwaniem. Śmiem twierdzić, że rodzice zastępczy są swego rodzaju bohaterami – poświęcają swoje życie prywatne dla swych podopiecznych.

     Każdy taki podopieczny ma inny stosunek do dorosłych, przychodzi do rodziny zastępczej ze swymi już wyrobionymi nawykami, wzorami relacji często nieprawidłowymi wynikającymi z domu rodzinnego. Ja jako mama zastępcza chciałabym mieć blisko siebie kogoś kto wesprze mnie przy pokonywaniu trudności związanych z wychowywaniem obcych mi dzieci. Bałabym się o to, że ucierpią moje relacje z mymi bliskimi przez brak czasu dla nich, bo cały czas poświęcałabym dzieciom, którymi bym się zajmowała.Byłabym wdzięczna za przyjazną atmosferę i brak stosu papierów do wypełnienia w miejscach, w których jest to wymagane. Osoba, która miałaby mi pomóc powinna była znać moje relacje z dziećmi, nasze zwyczaje...Nie chciałabym być tylko i wyłącznie sprawdzana na każdym kroku czy mam porządek w mieszkaniu, czy starłam kurze bo to do niczego by nie prowadziło poza tym, że zniechęciłabym się do bycia rodziną zastępczą. Byłabym szczęśliwa jeśli osoba zajmująca się moją rodziną miała np. wygospodarowany czas na to by zostać z dziećmi choćby na godzinkę tygodniowo żebym ja miała czas zająć się swoimi prywatnymi sprawami, choćby pójść na randkę z mężem by nasze relacje nie opierały się tylko na pracy z dziećmi, byśmy nie zapomnieli co nas połączyło i pchnęło do tworzenia rodziny zastępczej.

     Napewno byłabym bardzo szczęśliwa i wdzięczna dzieciakom, które byłyby nastawione do mnie pokojowo o co często trzeba zabiegać miesiącami. Przekonywać, że chce się pomóc, a nie zaszkodzić czy zabronić. W takiej sytuacji bardzo na pewno przydałaby się pomoc osób, które te dzieci kierowałyby do mojego domu, ich przyjazna opowieść o tym jak można miło spędzić czas w normalnym środowisku, z osobami, które naprawdę mają dla nich czas i chcą się z nimi w jakiś sposób związać. Często jednak słyszałam, że rodziny zastępcze są „sytuacją przejściową”. Owszem. Dobrze dzieje się kiedy dzieci nie muszą być na długo wyrwane ze swego środowiska naturalnego, chyba nawet o to chodzi. Jednak wolałabym gdyby nikt nie tłumaczył takim dzieciom, że jest to sytuacja konieczna, a sytuacja, która może pomóc zażegnać kryzys w domu rodzinnym.
     Co do domu rodzinnego... na pewno lepiej byłoby mi się porozumiewać z rodzicami naturalnymi moich podopiecznych będąc rodzicem zastępczym niżeli np. wychowawcą domu dziecka, w którym często taki wychowawca ma pod opieką więcej dzieci niż jedno czy dwójkę, każde wyrwane z innego środowiska. Ciężko skupić się w takiej sytuacji na problemie konkretnego dziecka, w dodatku w systemie pracy zmianowym, najczęściej ośmiogodzinnym.
Jako rodzic zastępczy miałabym możliwość być przy dziecku 24h na dobę. Nawet jeśli miałaby być ich dwójka czy więcej to zawsze znajdzie się czas na osobne konfrontacje kiedy dzieci mieszkałyby ze mną i moim mężem. Poznalibyśmy bliżej ich cele lub bylibyśmy w stanie pomóc je wyznaczyć, pokonywalibyśmy ich lęki, dawali całusa na dobranoc, otaczali rodzinną atmosferą i dbali o budowanie ich poczucia bezpieczeństwa.
     Miałabym nadzieję, że dziecko które jest pod moją opieką zrozumie moje szczere chęci do pomocy mu w poradzeniu sobie z życiowymi trudnościami, troskami. Oczywiście starałabym się zrozumieć jego zachowania. Szukałabym ich podłoża, rozmawiała o nich i wiem, że czasami szczere chęci nie wystarczą. Dzieci trafiające do rodzin zazwyczaj boją się nowości, boją się szczerości, którą rodzice zastępczy im oferują co objawia się destrukcyjnymi zachowaniami – paleniem papierosów, wagarowaniem, po prostu buntem w odpowiedzi na sytuacje, której nie są w stanie pojąć. Nie poddawałabym się, bynajmniej bym próbowała. Szukałabym wykwalifikowanego psychologa, który pomoże mi zrozumieć zachowania danego dziecka, wypracuje ze mną sposoby radzenia sobie z problemami np. nastolatka z nieciekawą przeszłością, który już nie chce nic naprawiać, nie szuka pomocy bo już w nią nie wierzy.
     Można zaobserwować relację między Ośrodkami Pomocy Społecznej a szarymi ludźmi – nic przyjemnego. Oczywiście na pewno zdarzają się pracownicy socjalni, którzy swojej pracy oddają całe serce. Ja bałabym się, że trafię właśnie na osobę, która będzie patrzyła mi na ręce, bo będzie uważała, że zostałam rodziną zastępczą tylko dla pieniędzy czy z jakiegoś równie głupiego powodu.
Ciężko mi przekonać się do instytucji publicznych, które mają na celu pomagać jednak często to utrudniają. Ma to także prawo działać w drugą stronę – im może być ciężko przekonać się do mnie, kolejnej kobiety z fanaberią posiadania rodziny zastępczej. Rozumiem, ale czy nie lepiej by było gdyby Ośrodki Pomocy Społecznej współpracowały z rodzicami zastępczymi w sposób przyjazny, odpowiadający obu stronom? Czułabym się pewniej gdyby np. była możliwość stworzenia spotkań z rodziców zastępczych z pracownikami socjalnymi, czas na wybudowanie jakiegoś choćby minimalnego zaufania co do wykonywanej pracy obu stron.
     Ja jako osoba jeszcze dość młoda, bałabym się tworzyć rodzinę zastępczą. Jednakże jak napisałam wcześniej – gdyby tylko okazało się, że mam taką możliwość, że ktoś jest w stanie pomóc mi nie tylko w drodze starania się o dziecko, a byłby przy mnie i chciał poświęcić trochę czasu mojej rodzinie w dalszym toku jej działania – wychowywania dzieci z patologicznych środowisk – na pewno byłoby mi łatwiej podjąć decyzje o założeniu rodziny zastępczej.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moje wewnętrzne dziecko

Chcesz być szczęśliwym człowiekiem?

Potęga myśli