Idealny wychowawca - jest to możliwe?
Czy
tak samo może być w placówkach? Może, tylko jest to bardzo
trudny, ciężki temat. Wychowawcy w domach dziecka są różni, od
najukochańszych do najbardziej obojętnych. Jaki powinien być
idealny wychowawca?
Idealny
wychowawca w moich marzeniach to osoba, która zachowuje się jak
rodzic. Interesuje się dzieckiem i jest do jego dyspozycji 24
godziny na dobę. A jednak praca to praca… Wychowawca przecież nie
zamieszka w placówce, aby zaspokoić potrzeby dziecka, które nie
jest, tak naprawdę, jego rodziną. Ma przecież własną rodzinę i
często swoje dzieci. Rozumiem ten dylemat.
Nie
bez powodu powstaje coraz więcej (jednak nadal za mało) rodzin
zastępczych. Ja nie miałam takich doświadczeń, ale myślę, że w
takiej rodzinie można poczuć się jak jej część, a może nawet
jak brakująca część układanki. Można współtworzyć taką
rodzinę. I tego właśnie brakuje w domu dziecka, ponieważ dziecko
jest w nim mniej lub bardziej ważnym elementem jakiejś struktury,
ale nie może liczyć na stałą opiekę jednej, ważnej dla dziecka
dorosłej osoby. Gdyby jednak marzyć, gdyby niemożliwe stało się
możliwe, napisałabym tak:
Idealny
wychowawca rozumiałby moje problemy, rozterki, smutki, radości i
sukcesy świętując je ze mną lub pomagając mi zmagać się z
obezwładniającą bezsilnością. Nie wklepywałby tylko do arkusza
obserwacji tego, jak źle się zachowałam, czy, jak dobre oceny
przyniosłam w zeszytach. Po prostu byłby ze mnie dumny, chwaliłby
mnie, cieszył się razem ze mną, płakał ze mną... Taki „prawie”
rodzic. Ale jak to zrobić w miejscu pracy, w instytucji? Dziecku
trudno budować bliskie relacje z kimś, kto jest zobowiązany do
budowania podobnych relacji z trzema czy nawet pięcioma innymi
dziećmi w tym samym czasie. A przecież wychowawcy muszą zająć
się sprawami kilkorga dzieci. Takie mają obowiązki narzucone przez
przełożonych. Taką relację ciężko też budować, gdy nie wie
się, ile jeszcze czasu będzie trwała i w którym momencie trzeba
będzie ją zakończyć. Tak często przecież zdarza się, że
dziecko jest przenoszone do innej grupy lub domu dla dzieci. Często
wychowawcy odchodzą, korzystają z różnych urlopów lub są
przenoszeni przez dyrektora do innych zadań. Jeśli dziecko
zbudowało już jakieś zaufanie do wychowawcy i zaczęło budować
relacje, po raz kolejny pozostaje samo. I cierpi. Dlatego wydaje mi
się, że dla dzieci lepszym rozwiązaniem są rodziny zastępcze. W
nich mogą liczyć na stałość dorosłych, mogą bardziej na ich
miłość.
Wiemy
jednak, że takie rodziny nie zawsze są w porządku. Zdarza się, że
dzieciaki, które cierpią we własnych rodzinach są umieszczane w
rodzinach niemniej patologicznych. Gdyby jednak te rodziny byłyby
naprawdę dobrze dobierane i wręcz perfekcyjnie przygotowywane –
to na pewno byłyby dobrym rozwiązaniem. W takich rodzinach dzieci
spotkałyby się z pomocą, empatią, cierpliwością. Dostałyby to,
czego tak brakuje wychowawcom z domów dziecka, którzy często nie
chcą przywiązywać się do dzieci. A jak dzieci maja żyć bez
miłości?
Myślę,
że jeśli każdy wychowanek domu dziecka miałby możliwość
zbudowania bliskiej relacji z wychowawcą, to całkiem inaczej
wyglądałby proces resocjalizacji tych trudniejszych dzieciaków.
Nie było by notatek sądowych ze skargami na złe zachowanie. Byłaby
miłość, wsparcie, rozmowa. Przecież nie można chcieć pozbyć
się osoby, którą się kocha. Może wtedy byłoby też dużo
mniejsze zapotrzebowanie na ośrodki wychowawcze.
Są
rodziny zastępcze, które traktują dzieci jak swoje, nie widać
różnicy – widać uczucia i poświęcenie. A myślę, że bez
uczuć i bliskiej relacji nie można dziecku pomóc. Jeśli ktoś
twierdzi inaczej, niech to udowodni.
Czy
wychowawca w domu dziecka mógłby zachowywać się jak rodzic, z
poświęceniem oddawać się swojej pracy? Czy mógłby pogodzić
bliskie relacje z dzieckiem ze swoim życiem prywatnym? To chyba nie
jest możliwe. Każdy chce mieć własne życie, każdy ma swoje
własne problemy, troski, radości i czasami ciężko udźwignąć
jeszcze kogoś dodatkowego. Trzeba byłoby sprawdzać kończących
studia pedagogiczne, czy potrafią być empatyczni, życzliwi,
oddani, kochający. Czy nie boją się wyzwań i nie rezygnują z
rozwiązywania trudnych problemów, które często przerastają
wychowawców.
Nikt
nie jest idealny i od nikogo nie można tego wymagać. Zdarzają się
jednak wyjątki, osoby bliskie wymarzonemu ideałowi. Mam nadzieję,
że każdy z Was ma takiego mentora. Tego Wam życzę.
Komentarze
Prześlij komentarz